Jak wiadomo jeżdżę namoto od niedawna. Jednak motocykl pochłonął mnie do reszty. Zimowy zlot słoni jest to cykliczna impreza, hmm chyba świrów, bo jak można inaczej nazwać ludzi, którzy przy minosowych temperaturach śpią w namiotach siedzą przy ognisku i nic tylko jedzą i "rozmawiają"? Aha, Ci wszyscy świrusy przyjechali na motocyklach. Jak tylko się dowiedziałem, że Leon z forum tam znowu jedzie to nie mogłem sobie wyobrazić lepszej okazji na wyjazd do Niemiec. Wyjazd o 6:30 rano w czwartek, punkt zborny to stacja w Ząbkowicach Śląskich. Na miejscu czekali już bywalcy 7 wcześniejszych zimowych zlotów, Grzesiek (BMW GS1200), Spozo (BMW GS800) i Golfik (BMW GS800).
Po chwili dojeżdża Leo (Suzuki DR800 z koszem).
Jesteśmy w komplecie i ruszamy przez Kudowę,
Pragę i na południe w kierunku niemieckiego Passau. Pogoda idealna, słoneczko -4 st C, droga czarna.
Chyba wzbudzamy niemałą sensację. Wyobraźcie sobie, że idziecie w szaliku, czapce, opatuleni po oczy, bo pizga lekko,
a tu banda 5-ciu motocyklistów przejeżdża przez miasto z uśmiechem na twarzy (tzn. ja się domyślam, że wszyscy byli uśmiechnięci
bo pod kaskiem i kominiarką trudno coś dojrzeć). Dojazd zajął nam 9 h.
Po drodze miałem klasyczną parkingową wywrotkę.
A na miejscu, jak przed bitwą.
Buchające namioty, ryk maszyn, wszyscy pełni energii! Dostałem bilet wstępu z numerem 1571.
Trzeba teraz wśród tłumu i śniegu znaleźć miejscówke na 4 namioty.
Niestety Leon wybrał ekstra przejazd. Jest błoto, sporo błota. Ja podekscytowany słysze tylko krzyk "mehr gas, mehr gas".
No i odkręciłem mehr gas i gleba.
Jeszcze jeździliśmy 0,5 h w błocie błocie i jesteśmy na miejscu.
Łopaty w rękę i kopiemy. Po 3 h namioty rozbite, ognisko płonie, a przełęczówka rozgrzewa nie tylko umysł :) (dzięki Grzechu).
Na zlocie cuda na kiju. Czego tam nie było, popatrzcie sami.
W piątek dojechał do nas RedDog (Suzuki DR800), więc jest nas sześć osób. Temperatura w granicach -4 st C. Rozgrzewają nas dobre humory i
przełęczówka.
W sobotę syte śniadanko i w drogę.
Po przejechaniu przełęczy rozdzielamy się. My z RedDogiem wracamy ile sił do Wrocławia,
chłopaki robią nocleg po drodze. W marcu w czasopiśmie Motovoyager ukaże się relacja z naszego wyjazdu oczami LEO. Polecam z góry
tutaj przedsmak . Nasza droga powrotna, po rozdzieleniu się, była baaardzoo długa. Było zimno, ciemno i świetnie. O 22:00 po 9.5 h jazdy dojechaliśmy do celu.
Na termometrze -4.5 st. C. Rano umyć maszynę z soli i niech czeka do następnych wojaży. A będzie jeszcze ich kilka w tym roku.