Witamy,

Jeśli wszedłeś na tego bloga to prawdopodobnie:

a) jesteś naszą rodziną lub znajomym i chcesz wiedzieć co z nami się aktualnie dzieje,

b) jesteś tak jak my zainteresowany motocyklami lub szalonymi wyprawami po świecie,
c) kliknąłeś przycisk „następny blog” i tutaj Cię właśnie przerzuciło;)

Jeśli szukasz na tym blogu informacji jak wygląda organizacja podobnych podróży lub chcesz poczytać o naszych przygodach to dobrze trafiłeś. Znajdziesz tutaj też trochę zdjęć z miejsc, które odwiedzamy.
W 2011 z sukcesem ukończyliśmy crazy-moto trip roboczo nazwaną Gruzja 2011 :) Gruzja był to kraj docelowy naszej podróży ale zawsze wychodzimy z założenia, że sama droga jest celem. Do tej pory 2012 rok to Bośnia i Hercegowina a teraz juz zrodził się pomysł na ... Trzymajcie kciuki!

Tutaj znajdziesz naszego nowego bloga szlaki swiata.

środa, 22 czerwca 2011

Dzien tysiaca granic

To byl dzien, tj. sroda 22.06.
Prom przybyl do portu po 8, wczesniej zaloga zaprosila na sniadanko. Od 8 czekamy w recepcji statku na jakas komisje. Czekamy, czekamy, opalamy sie, obserwujemy, czekamy. Po 4h jest pieczatka w paszporcie i teraz wyjazd. Czekamy az wagony wyjada, czekamy, czekamy, wyjezdzamy. Pierwszy celnik patrzy na motory zbiera dokumenty i szepce 10$ za moto. Nie placimy, i chodzimy od pokoju do pokoju, od budynku do budynku i zbieramy pieczatki. Ci co placa rowniez biegaja z nami wiec po co przeplacac. Koles, ktory proponowal te 10$ juz go wiecej nie spotkalismy. 5 lub 6 pieczatek i punkt 14 wyjezdzamy.









Kierunek Moldawia. Niestety obieramy kierunek na ta inna Moldawie - nadniestrzanski rejon. Znow granica. Pan nas bierze na strone i mowi ze moze nas wpuscic a moze nie wpuscic i to zalezy od niego. To my kulturalnie "to nas wpusc albo nie wpuszczaj". Przepychanka slowna z panem celnikiem trwa pol godz. Uznal nas za ektremalnie niemyslacych ludzi, ze nie szczailismy, ze chce kase. Rzucil ze zlosci papierami i jestesmy w tym dziwnym kraju.  c.d.n













Już jesteśmy u progu Mołdawii, tej prawdziwej, a tu pan milicjant wyskakuje i prawi żem złamał przepis. Rzeczywiście była nawrotka na zakazie. Zaczynamy sie targować. Jego cena wywoławcza 250 dolców, moja 0. Po tej nierownej walce skonczylo sie na 15$ i kilkunastu bulgarskich lejach (taki ze mnie negocjator). Jeszcze trzy budki graniczne i minieciu chlopakow z kalaszami jestemy w Moldawii. Zostala chwilka do Kiszyniowa.

1 komentarz:

  1. nu siestra,
    a ty nie wierzyla mi, jak ja ci opowiadał, jak to się drzewiej granice przekraczało,
    nu
    ;-)

    w.

    OdpowiedzUsuń